Miałam
sen. To był bardzo dziwny sen.
Polana pełna motyli. Motyli hm?
Stałam tam.
Wpatrywałam się w jedną jedyną czarną kropkę na horyzoncie.
Podeszłam bliżej.
Czarny punkt okazał się sylwetką chłopaka.
Po prawej stronie dostrzegłam ogród
różany.
Białe róże lśniły w świetle słońca. Spojrzałam w górę. Nie było słońca.
Co się działo z tym światem, który sobie wyśniłam. Ah tak, motyle.
Może mnie
też zabiorą. W sumie, to nie głupi pomysł.
Nie trzeba być geniuszem, aby
dostrzec zło tego świata.
Obróciłam się. Chłopak szedł w moją stronę.
Czego ode
mnie chciał?
Pomocy?
Ratunku?
Zbawienia?
Na tym, a może tamtym świecie te słowa
już nie istniały.
Nikt już nie potrzebował:
skruchy,
pokory,
…miłość.
Nie miałam
na tyle odwagi by chronić to co ważne. Straciłam to… go, bez powrotnie.
Już nie
zaznam tamtego szczęścia. Już nie wrócę. Miałam tylko jedną szansę.
Ciekawe, czy
on to zrozumie, a może się tym nawet nie przejmie.
Nie wiem czy powinno mnie to
jeszcze interesować, skoro to już nie mój problem.
Rozpoznałam twarz.
Czy to jednak możliwe, że motyle zrobiły to celowo.
Myślałam.
Czułam.
Przeczuwałam.
A jednak nie mogłam uwierzyć.
On to zrobił. Poszedł ścieżką którą ja nakreśliłam. Postąpił
jak ja.
Czy to naprawdę on? Tak, bez dwóch zdań.
Podchodzę do niego. Dotykam
miękkich włosów, pełnych nadziei oczu, ślicznego nosa, silnych ramion. To tak
jakbym była ślepcem.
To naprawdę on. Motyle zaprowadziły nas ku lepszemu życiu.
Czasami warto umrzeć by żyć.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam. Tym razem coś bardzo innego. Sama nie wiem co to dokładnie jest, jednak moim zdanie zmusza do myślenia. Przepraszam także za długą przerwę, ale cała nasza trójka ma sporo nauki. W najbliższym czasie postaram się jeszcze coś dodać.
Ati
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz