
Jechaliśmy autobusem większość dnia. Prawie wszyscy spali
kiedy wstałam. Spojrzałam na zegarek, była 7:30. Przed nami było jeszcze koło
dwóch godziny drogi. Nadal leżałam na JB, więc próbowałam jakoś po cichu z niego
zjeść, żeby nikogo nie obudzić. Jakimś cudem mi się to udało. Teraz siedziałam
sobie wgapiając się w krajobraz za oknem. Słońce już wzeszło, mgła unosiła się
nad polami, które mijaliśmy. Dzień naprawdę zapowiadał się cudownie. Miałam
nadzieję, że taki też
będzie. Teraz kiedy pozbyłam się największego problemu mojego życia wszystko miało się zmienić na lepsze. Wpatrując się w okno poczułam usta JB na swojej szyi. Był taki delikatny i kochany. Mógłby mnie tak całować wieki.
będzie. Teraz kiedy pozbyłam się największego problemu mojego życia wszystko miało się zmienić na lepsze. Wpatrując się w okno poczułam usta JB na swojej szyi. Był taki delikatny i kochany. Mógłby mnie tak całować wieki.
-Wyspałaś się?- zapytał zachrypniętym jeszcze głosem
-Tak. Nie było źle.- cmoknęłam go w usta- A tobie jak się
spało?
-W porządku- zamruczał i oparł głowę na moim ramieniu
ponownie pieszcząc moją szyję.
-Możesz się opanować?- spytałam, nie chciałam się teraz z
nim bawić. Nie pora na to.
-A co nie podoba się?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-To nie czas i miejsce. Opanuj się.- odepchnęłam go lekko od
siebie. Wyglądał na niezadowolonego, a w jego oczach był dziwny błysk.
-Mam na ciebie ochotę. Tu i teraz.- uśmiechnął się
zadziornie.
-Nie. Jak mówię nie, to znaczy, że nie mam ochoty. Moje
“nie” jest święte i nie podważalne. Wiec nie kłuć się ze mną, bo tego nie
wygrasz.
-Dobrze, dobrze, zrozumiałem. Nie będę nalegać. Twoje słowa
są święte i z tobą nie wygram.
-Cieszę się, że zrozumiałeś.
-I tak cię kocham.
-Ja ciebie też.
Dojechaliśmy na miejsce bez większych trudności. Teraz
czekało nas największe wyzwanie. Spróbować załapać się na tanie loty do
ameryki. Na normalny bilet dla każdego nie było nas stać. Jednak możliwość
polecenia za mniej niż połowę ceny była atrakcyjna. Samolot miał za niedługo
startować. Wszyscy czekaliśmy w napięciu na informacje czy zostały jakieś wolne
miejsca. Na ekranie wyświetliła się informacja. Zostało siedem wolnych miejsc.
Tak, udało się! Czym prędzej podbiegliśmy do kasy i zakupiliśmy bilety. Potem
było już tylko z górki. Pakowanie bagażu, odlot, podróż, lądowanie i nowe
życie. Witaj Ameryko! Przeliczyliśmy pieniądze, aby wiedzieć na czym stoimy. W
tym momencie priorytetem będzie dla nas znalezienie mieszkania i pracy. -Co
teraz?- zapytała Yoo, która była widocznie zagubiona. Bała się chyba nowego
miejsca, ponieważ od wyjścia z samolotu nie puszczała koszulki V.
-Idziemy do agencji nieruchomości. Trzeba znaleźć dom.
Myungsoo znasz dobrze angielski prawda?- zapytałam.
-Perfekcyjnie.-odpowiedział z uśmiechem.
Ruszyliśmy przed siebie. Droga zajęła nam jakieś 10 minut.
Dość szybko udało nam się znaleźć coś, na co nas stać jest całkiem spore i na
pewno wystarczy dla nas.
Był to nie wielki ceglany domek na obrzeżach miasta.
Posiadał 4 pokoje kuchnie, salon, dwie łazienki i balkon. Miał on mały ganek i
wyglądał przytulnie. W tym momencie było nas na niego stać, a czynsz nie był
wysoki. Bez większego namysłu postanowiliśmy własne tam zamieszkać.
Pojechaliśmy do nowego domu i rozdzieliliśmy pokoje. Ja miałam z JB, L z SooJin, a Taehyung i HyunYoo dostali osobne pokoje.
-Rozpakujmy się i za godzinę widzimy się w salonie. Ustalimy
wtedy dalszy plan.-zarządziłam a wszyscy rozeszli się do siebie.
*L*
Udaliśmy się do swojego pokoju. Jin nie patrząc na nic
rzuciła się na łóżko. Musiała być naprawdę zmęczona podróżą.
-Kochanie rozpakuj się najpierw, później odpoczniesz.
-Ale ja nie chcę.
-Mam to zrobić za ciebie?
-Możesz.
-A co masz w bocznej kieszeni?
-Bieliznę...chwila, zostaw moją torbę!- dziewczyna szybko
poderwała się z miejsca i rzuciła na mnie. Ja przysunąłem ją do siebie
bardziej.
-Co teraz zrobimy?-spytałem
-Oddaj mi torbę.
-I tak cię kiedyś zobaczę w bieliźnie, a może wstydzisz się ponieważ
twierdzisz, że masz mało seksowną bieliznę.-uśmiechnąłem się zadziornie
-Ja…nie prawda!
-Tylko winny się tłumaczy- szepnąłem jej do ucha.
-Zamknij się!- odepchnęła mnie od siebie
-Spokojnie skarbie, nie dramatyzuj- oddałem jej torbę
-Nie dramatyzuje.
*JB*
-Rinni, jesteśmy sami…
-Nie.- przerwała mi w połowie zdania.
-Ale jeszcze nic nie powiedziałem.
-Ale ja już wiem co chciałeś powiedzieć.
-A więc co takiego chciałem?
-Właśnie miałeś się spytać czy nie skończymy tego co
zacząłeś w autobusie.- powiedziała i odwróciła się do mnie plecami chowając rzeczy
do szafy. Ja naprawdę nie wiem jak ona ze mnie wszystko wyczytuje.
-No dobra. Fakt chciałem to powiedzieć. Ale dlaczego nie?-
zapytałem się i przytuliłem ja od tyłu.
-Zrozum, to nie czas na zabawę.- odwróciła się do mnie
przodem patrząc głęboko w oczy.- Nie jesteśmy w dobrej sytuacji. Za moment może
nam zabraknąć pieniędzy. Jeżeli nie znajdziemy pracy wylądujemy na bruku.
Naprawdę martwię się o nasz los. Tyle szczęścia, że potrafimy angielski na
poziomie komunikatywnym. Nawet nie wiem czy ktoś nas przyjmie do pracy, bo
jesteśmy nieletni. Naprawdę się boję, nie wiedząc co nas może spotkać.
-Nie przejmuj się tak-przytuliłem ją- dawaliśmy sobie radę w
gorszych sytuacjach. Poza tym jesteśmy razem. Pamiętasz, zawsze będziemy jedną
rodziną. Nie ważne co się stanie mamy siebie.
Trwaliśmy w uścisku jeszcze parę dobrych minut.
*HyunYoo*
Cudownie mam własny pokój. Będę miała święty spokój, chociaż
samej trochę smutno. Dobra, mało istotne jakoś dam radę. Chwyciłam swoją torbę
i rozpakowałam wszystkie rzeczy. Myślałam, że dłużej mi to zajmie. Hmm co ja
mogę teraz zrobić? Wiem! Pójdę do Tae. Co prawda jestem dla niego trochę nie
miła, ale czasami sam się o to prosi. Tak ogólnie to go lubię. Miło mi się
spędza z nim czas, choć myślę, że kiedyś byliśmy sobie bliżsi. Nie
zastanawiając się dłużej ruszyłam do pokoju chłopaka. Wparowałam do
pomieszczenia nie pukając.
-Ej puka się!- krzyknął
-I tak nic takiego nie robisz- odpowiedziałam obojętnie.
-A co jak bym walił konia?
-Yyy- szczerzę troszkę mnie zatkało, nawet bardziej niż
troszkę.-Ja tu nie po to żeby się kłócić.
-O, a to coś nowego- uśmiechnął się kpiąco.- Co jest?
-Wróćmy do dawnych relacji. Byliśmy ze sobą tak blisko.
Nawet nie pamiętam czemu jestem dla ciebie nie miła.
-Nie przyszedłem do parku, a ty czekałaś na mnie ponad dwie
godziny. Taki był powód.- V lekko spuścił głowę na wspomnienie tego jak mnie
wystawił.
-Zapomnijmy o tym.
-Co?- Spojrzał na mnie zdezorientowany
-Zacznijmy naszą znajomość od nowa z czystą kartą.Ati
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz